Postanowienia noworoczne, co z nimi jest nie tak?

O ile zakończenie roku zachęca do podsumowań, bilansów i analiz, o tyle początek nowego roku to czas przyrzeczeń, obietnic i celów. I można by się spierać, czy robienie postanowień noworocznych ma sens, skoro większość kończy się na deklaracjach?

Według badań opublikowanych w „The Journal of Clinical Psychology” przez badaczy z University of Scranton, 45% ludzi robi postanowienia noworoczne regularnie. I jedynie około 8% udaje się je zrealizować, 24% nigdy nie dotrzyma swoich obietnic.
Nie mamy pewności, że w Polsce wyglądałoby to inaczej, choć różnią nas uwarunkowania społeczne, ekonomiczne i kulturowe. Tak czy inaczej, dobrze nie jest.

Dlaczego więc przełom roku to czas szczególny na podejmowania wyzwań? Zapewne część osób robi to dla zasady lub z przyzwyczajenia. Inni wciąż próbują i mają nadzieję, że tym razem uda im się wytrwać. Jeszcze inni uznają pewnie, że to najlepszy i jedyny czas na zmiany.

Nie mieszczę się w żadnej kategorii. Dlaczego?
Bo jakaś część mnie zakłóci harmonijną realizację obietnicy, gdybym się tego podjęła.

Oporna jestem na zakazy i/lub nakazy

Na zakazy mam jakiś wewnętrzny brak zgody. Tak więc, kiedy postanowię zrezygnować z jedzenie słodyczy, już w poniedziałek rano, ogarnie mnie ochota na spałaszowanie drożdżówki. I będę o niej marzyć, mijając każdą piekarnię.

Sprawy na później lubię załatwiać od zaraz

Ciekawią mnie nowe doświadczenia, wyzwania i ludzie. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby to „nowe” nie wchłaniało mnie bez reszty.
Wachlarz moich pasji przemieszcza się w tak kontrastowych przestrzeniach, że trudno wszystko spamiętać (decupage, robienie koralików, szycie, fotografia, taniec, gra na instrumentach, śpiewanie, pisanie, sporty itp…).
I każda dziedzina, to odrębna fabuła. Każda zdominowała moją uwagę i każda miała swój uprzywilejowany sezon, z nadzieją na ciąg dalszy. Niestety, większość z nich nie dostała już drugiej szansy.
Czy przy takim podejściu istnieje szansa na długoterminowe realizowanie jednego celu?

Nuda nie jedno ma imię

Lubię, kiedy się dzieje.
Lubię spontaniczne wypady i niespodzianki. Leniwa monotonia demotywuje mnie i zniechęca. A powtarzalność, po prostu mnie nudzi.
Z rozsądku chyba, przy takim nastawieniu, nie wolno mi podejmować wyzwania, żeby na finiszu odkryć, że nie było dość intrygująco.

Trudno mnie uziemić

Mimo że jestem zodiakalnym bykiem, poukładanym, zorganizowanym i odpowiedzialnym, to konstrukcję mam wiatrem podszytą. Robię kilka rzeczy jednocześnie, mam sporo niedokończonych spraw i ciągle fruwam. Moja nieumiejętność zarządzania czasem generuje wiele strat. Koszty są odczuwalne, bo raz za razem jestem w niedoczasie.
Dlatego pewne zadania po prostu nie są dla mnie.

Postanowienia robią zamęt

Cele i deklaracje robią chaos w różnych sferach życia. Czasem coś trzeba przebudować, rozbudować, albo zamienić. I trudno tak z dnia na dzień rozstać się z przyzwyczajeniami, które bądź co bądź, są drugą naturą człowieka. Nie jestem wyjątkiem i kiedy muszę z czegoś zrezygnować, nie zawsze jest łatwo.
Dlatego do takich decyzji wolę dojrzewać wolniej, bez nacisku i wymuszania. I o ile to możliwe, dzielę to po prostu na etapy. A kiedy nowe  staje się coraz starsze, po jakimś czasie powszednieje. 

Walka ze sobą nie zagrzewa mnie (do walki)

Wiele osób podejmuje wyzwania, żeby udowodnić coś komuś lub sobie. Takiego myślenia nie akceptuję. Szczególnie w pokonywaniu, jak niektórzy mówią „własnych słabości”. Uważam, że słabości, z którymi miałabym się bić, po prostu nie posiadam. Bo co w tym słabego, że nie przebiegnę trasy o siedem sekund szybciej niż w zeszłym roku? Co słabego w tym, że wytrzymam w zimnej wodzie o dwie minuty krócej niż w ubiegłą sobotę? Co jest słabego w tym, że rozsypywałam się już dziesiątki razy na kawałki, ze strachu, smutku lub bezradności, a potem przez trzy miesiące szukałam jednej części, żeby się poskładać?
Dorzuciłabym tutaj więcej troski, uwagi i czułości. I akceptacji, by polubić siebie za to, jaka jestem i docenić, że mimo krętych ścieżek, udało się dotrzeć tak daleko.
Dlatego, jeżeli miałabym realizować cele sprzeczne z tą koncepcją, nie wchodzę w to.

Ty decydujesz

To, że sama nie robię postanowień noworocznych, nie oznacza, że je lekceważę.
Swoje plany ustalam na krótszych dystansach, bardziej liberalnie i elastyczne. I do każdego podchodzę rzetelnie, z ważnością i uważnością. A na wszelki wypadek lubię mieć w zanadrzu plan B, C albo Z.

Uważam, że postanowienia noworoczne są potrzebne. Dla wielu to pewnie jedyna droga by zrealizować zamierzenia. Dla innych środek, by dokonać ważnych wyborów życiowych. A jeszcze innym dzięki temu, uda się rozwiązać trudne sprawy lub podjąć najważniejszą w życiu decyzję.

I każdy cel, którego nie uda  Ci się zrealizować, możesz powtarzać ponownie. I robić to tyle razy, ile tylko trzeba. To Ty decydujesz, czy jest on na tyle ważny, żeby się nim zajmować, choćby to miało potrwać całe Twoje życie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *